14 grudnia 2014

Aktualnośći [141214]

Nastąpiła aktualizacja panelu "Koreański Ryż na Youtubie". Od dzisiaj możecie znaleźć tam dwie, kolejne propozycje. Miłego oglądania i do odbioru! ;d

30 listopada 2014

Aktualności [141130]

Od dzisiaj w Pages znajdziecie nową zakładkę! 

Czym jest Koreański Ryż na Youtube? Niczym innym jak szybkim spisem moich wypocin, które zamieszczam na youtube'owym kanale. Od dłuższego czasu kolaboruje z Sony Vegasem. Czasami z tej miłości wychodzi jakieś śliczne dziecko o imieniu MV ;) Niestety miłość boli, więc nie spodziewałabym się codziennych odświeżeń i uzupełnianiu luk nowymi filmikami. Matura dopadła również i mnie. Każdy kto przeszedł ten okres w swoim życiu zdaje sobie, jak niektóre rzeczy człowieka wypalają. Hwaiting, Isek, jeszcze chwilę! ;D



PS: Zapomniałabym! Serdecznie chciałam podziękować za taką dużą ilość odtworzeń i masę pytań do mnie na facebooku <3 Idzie nam coraz lepiej!!!

17 października 2014

VIXX Live Fantasia - Hex Sign (relacja)


Jak wiecie, miałam okazję odbyć swoją pierwszą podróż na koncert. Szczęście chciało, że wybór padł na południowo-koreański zespół VIXX z agencji Jellyfish (chociaż prawdę mówiąc przywykłam do nazwy Jelpi, tak więc taki skrót znajdziecie w relacji), którego fanką jestem od dłuższego czasu. Koncert odbył się 14 września w Warszawie. Klubem, który przyjął artystów pod swoje skrzydła była Progresja - do której mam dosyć mieszane uczucia, ale o tym później. Minął ponad miesiąc, a ja dopiero teraz to piszę. Czemu? Z prostego powodu - człowiek pod wpływem emocji niekoniecznie ma jak pozbierać słowa. Pisząc to teraz jestem w stanie podejść do tego bardziej rzetelnie. Aczkolwiek nadal zdarza mi się popadać w ciche ohy i ahy, wspominając ten wspaniały dzień ;)


Od lewej: Rin oraz Jumi - adminiki polskiego fandomu
Nu'est oraz ja - Isek, przed klubem Progresja (niecała
godzina przed koncertem)

Zaczynając od podróży, trzeba wspomnieć o wydarzeniu kilka tygodni przed koncertem. Postanowiłam z kimś się styknąć i pojechać te 500 km wspólnie. I raźniej i nawet ciutkę bezpieczniej. Na pomoc mi przyszła Jumi, która mieszka niedaleko mojego miasta i również wybierała się na VIXX. Ku naszej uciesze bilety na pociąg okazały się o wiele tańsze od przewidywania (37 zł za pociąg bezpośredni z Gorzowa do Warszawy to raj na ziemi xD). Bilety zostały zakupione, a my miałyśmy sporo kasy w kieszeni! Żyć - nie umierać!
Spotkałyśmy się pół godziny przed planowanym odjazdem. Emocje raczej nie szalały, byłyśmy bardziej zmęczone przygotowaniami, niż zachwycone spotkaniem z ukochanym zespołem. Postanowiłyśmy pojechać pociągiem w sobotę (13 września) gdzieś w granicach 23. Miałyśmy przed sobą całą noc drogi, co niekoniecznie mnie pocieszało - osobę, która tym sposobem transportu nigdy nie jeździła. Żebym nie było nam za miło, pani konduktor okazała się niezłą suką. Tak. Suką. Bo za takie traktowanie pasażera powinna trochę pensji oddać. Grzecznie podeszłyśmy do niej i spytałyśmy się, mniej więcej o to czy pociąg, który właśnie stoi na peronie to ten z naszych biletów oraz do którego wagonu mamy wejść. Pani zlała nas głupim tekstem o naszej nieznajomości pociągów i se poszła. Super... pomyślałam. Na szczęście spotkaliśmy miłego pana, który ze stoickim spokojem wyjaśnił nam co i jak. Jak cię spotkam, postawię ci piwo! ^^ Zasiadłyśmy w przedziale, każda pod oknem i czekałyśmy na pozostałych pasażerów. Jaka była dla nas niespodzianka, jak dowiedziałyśmy się, że cały przedział jest dla nas. Rozłożyłyśmy się i w miarę szybko zasnęłyśmy. Podczas tej 7-godzinnej podróży budzone byłyśmy tylko przez kontrolerów (4-5 razy. nie jestem w stanie sobie przypomnieć).  

Warszawa

Obudziłyśmy się około 5:30. Natomiast do Warszawy dojechałyśmy kilka minut później. W Warszawie Centralnej wysiadłyśmy o 6:07 (ha, ja to mam dobrą pamięć xD), niekoniecznie będąc pewnymi czy dobrze wybrałyśmy miejsce wysiadki... Byłam pierwszy raz w Warszawie na czas dłuższy niż dwie godziny, dlatego peron wydawał mi się nie do ogarnięcia. W miarę szybko przybyła do nas Rin, więc mogłyśmy w miarę spokojnie zacząć myśleć xd Nie tracąc czasu, wsiadłyśmy (z wielkimi torbami -.-) do tramwaju i pognałyśmy w stronę klubu. 25 min później wysiadłyśmy na pętli, tuż przy Progresji. Stanęłyśmy w kolejce dla osób z biletami General (wejście normalne). Niekoniecznie pocieszał mnie fakt, że w kolejce ludzi ze wcześniejszym wejściem było spokojnie 200 osób... Stałyśmy z dobre 20 min, aż numerkowanie doszło do nas. Miałyśmy czas na zapoznanie się z ludźmi stojącymi przed oraz za nami. Ada machnęła nam numerki na rękach i pokopytkowała dalej... Kobieto, nie wybaczę sobie, że nie zgadałyśmy się na jakąś pogawędkę przed klubem -.- 
Od góry: Rin, Isek, Jumi, Majk(Mike? xD)

Tak, jak widzicie - dostałam numerek 126, a byłyśmy z dziewczynami gdzieś koło 7:10... Paranoja? Na pewno nie większa od informacji, że jakieś dziewczyny czekały pod Progresją już w piątek wieczorem. Można? Można. Po zapachu nie rozpoznałam które to. Dobre perfumy miały, skubane! Z każda minutą na miejsce docierało coraz więcej ludzi. Dziewczyny odpowiedzialne za numerki zarządziły zbiórkę co 3 godziny, zaczynając o 10, 13 itp itd. Pozostawię to, co robiłyśmy poza czekaniem pod klubem dla nas xD Ogólnie było sporo dreptania, zanoszenia toreb, odwiedzenie MCdonalda, który zamiast zwykłego Kurczakburgera, wręczył mi JapierdzieleDlaczegoTenKurczarkBurgerJestTakiOstry?!, jednak człowiek głodny to człowiek zdesperowany, więc zacisnęłam kubki smakowe i pochłonęłam kanapkę w tramwaju przy akompaniamencie wzroku zdziwionych, starszych pań. Od 13 siedziałyśmy na miejscu, wymieniając się tylko do celów zakupowych w położonym nieopodal Realu (niestety nie doczekałyśmy się zespołu kupującego klapki/koszulki, if you know what i mean ;>) i od czasu do czasu odcedzając pęcherz. Jakaś grupka osób postanowiła urządzić sobie małą potańcówkę. W międzyczasie przyjechał bus z VIXX, jednak ludzie zostali wyrolowani i zespół wszedł bocznym wejściem. Ze znanych mi źródeł mieli wejść głównym, niestety chyba przerazili się liczbą osób czekających pod klubem i ich zachowaniem. Szczerze? Nie dziwię się. Po raz kolejny przekonałam się, że dzieci nie powinny być wypuszczane z domu na dłuższy czas. Chyba powietrze im szkodzi i zachowują się jak zwierzęta. Rozumiem, Oppa przyjechał, Oppa Anioł. Więc łaskawie zamknij jadaczkę, grzecznie się ukłoń, pomachaj bannerem, a nie lecisz na łeb, na szyje, drzesz japę jak zarzynany kojot na rozgrzanym asfalcie -.- No dobra, pomarudziłam sobie, wracajmy do konkretów ;) Słyszałam wiele narzekań na ekipę pracującą w Progresji. Ja również nie zostałam ich fanką, jednak mają ode mnie jeden, malutki plusik. Jak na tą porę roku, było zdecydowanie gorąco. Mało miejsca przykrytego cieniem, dodatkowo duże stężenie ludzi na małej powierzchni - to nie wróżyło nic dobrego. Na szczęście jeden z pracowników przyniósł ogromne, ogródkowe parasole i rozłożył je, dając nam o wiele więcej cienia. Sankyu, pomimo tego, że okazałeś się wielkim bęcwałem wobec innych ludzi. Zbiórki i sprawdzanie numerków szło w miarę sprawnie, w międzyczasie dostaliśmy bannery, jednorazowe, zrobione, bo zrobione. I to było najlepsze rozwiązanie, bo służyły nam w dwóch momentach, a później większość osób darła nie niechcący lub gdzie gubiła. My zachowałyśmy bannery, natomiast swój powiesiłam w pokoju, aby przypominał mi o tym pięknym dniu. Jakiś czas później, przyjechały oficjalne goodsy od Jelpi. Do wyboru były: Lighstick (który był zupełną pomyłką, ponieważ była to pamiątka po innej trasie, zupełnie nie zmieniony napis i raczej nikt nie pokusił się, aby wydać fortunę za "odpadki", które nie sprzedały się ostatnio), DVD (dokładnie nie wiem co się na nim znajdowało, było mnie na nie po prostu nie stać) oraz Towel, który osobiście zakupiłam. Z jednej strony był czysty, bez żadnych napisów, z drugiej zaś widnieje wielki napis VIXX, logo zespołu oraz wypisane imiona członków. Jestem niezwykle z niego dumna, świetna pamiątka! Natomiast torebka, w którą był zapakowany, obecnie służy mi jako kosmetyczka. Można? Można xD

Kolejka

Kiedy zobaczyłyśmy, że kolejka Early zaczyna się ustawiać, General nie było gorsze i grzecznie ustawiło się za nimi. No, może prawie grzecznie... Takiego ścisku jeszcze w życiu nie przeżyłam, a byłyśmy dopiero przed klubem. Poczuliśmy się rodziną. Taką świetną, kochającą się rodziną. I wcale nie przesadzam. Nie mam pojęcia co było kilkanaście metrów za mną, Jumi i Rin. Nie obchodzi mnie to. Ja zrozumiałam, ze pomimo tych wszystkich kłótni w fandomie, każdy z nas jest zwykłym człowiekiem. Może różnimy się wyglądem, rysami twarzy, miastami, w których się urodziliśmy i mieszkamy. Chyba nigdy nie czułam takiego przywiązania do drugiego rodaka, jak tam. Wszyscy czekaliśmy na to samo, wszyscy mieliśmy podobną burzę emocji, stresu i oczekiwań. W pewnym momencie poczułam się źle. W mgnieniu oka znalazła się przy mnie butelka z wodą oraz kilka rąk oferujących mi apapy i inne. Ktoś krzyknął, że potrzebuje gumy do żucia, automatycznie pojawiała się przy nim saszetka. Pamiętam nasze rozmowy, kiedy wymienialiśmy kto jest naszym biasem. Okazało się, że nikt nie miał nic przeciwko temu, aby podzielić się uwielbieniem do jednej osoby. Nieznane uczucie? Tak, ponieważ codziennie oglądam te spory między Polkami, do kogo należy Oppa. Strasznie spodobał mi się tekst "pamiętajcie, teraz jesteśmy rodziną, jednak w czasie koncertu pewnie wszyscy będziemy się taranować, może po koncercie znowu się zaprzyjaźnimy?". Było to strasznie szczere, a zarówno śmieszne. "Lubię cię, ale przez te kilka godzin zapomnijmy, że jesteśmy razem, co? Później znowu się przytulimy!" Co ciekawe, druga osoba zazwyczaj wychodziła z tego samego założenia. Dziękuję wam, za uświadomienie mnie, że w tym kraju jednak jest na kogo liczyć. Im bliżej byliśmy wejścia, tym ciekawej się robiło. Ktoś palnął o zrobieniu fali i rzeczywiście - nasze ręce powędrowały do góry kilkanaście razy, przy akompaniamencie śmiechu oraz śpiewu. Wymieniłyśmy się z nowo poznanymi dziewczynami przezwiskami, aby później się odnaleźć w sieci. 

zdj. w tle Koreonu na czas koncertu VIXX w Warszawie, Polska.


Koncert

Wejście oraz sprawdzenie biletów trwało bardzo szybko. Trochę żal mi było tony picia i prowiantu, który niestety musiał być pozostawiony przed wejściem. No cóż, takie przepisy i nikt ich nie ominie. Wyłapałam wzrokiem tylko Aki, która sprawdziła mi bilet, wymieniłyśmy się szybkim 'cześć' i popędziłam na górę, schodami prosto do szatni, gdzie nieźle posprzeczałam się z panem od numerków. Moja torebka była naprawdę lekka, znalazły się tam klucze i inne małe duperele, niestety spotkałam się z ogromną sumą, którą miałam zapłacić za pozostawienie rzeczy. Byłam bliska olania szatni i popędzenia na salę z torbą, jednak ugrałam z panem - również wkurzającą cenę - 10 zł. Niech ma i się wypcha. Kij ci w oko, ty sroko. Pełna wkurzenia, zarzuciłam towel na barki, lightstick złamałam, aby dał te piękne, niebieskie światełko, torebkę z kasą oraz telefonem oddałam Jumi, ponieważ trzymała torbę przy sobie i miała dosyć miejsca aby schować moje szpargały. Rozdzieliłyśmy się, aby poszukać dobrego miejsca. Od tego momentu widziałam Rin i Jumi przez jakieś kilka minut, później zginęły mi w tłumie. Sala była całkiem spora, jednak o tyle dobrze zrobiona, że z każdego punktu można było zobaczyć scenę. Postanowiłam ustawić się z prawej strony, jednak zostałam wypchnięta przez jakąś nadąsaną babeczkę, która oznajmiła, po angielsku, że to miejsce dla koreanek, które robią zdjęcia. Eh. Niech ci będzie. Kiedy po raz drugi uznała, że stoję za blisko, kolejny raz mnie upomniała - mniej kulturalnym angielskim. Wyprowadzona z równowagi, odwróciłam się, palnęłam szybkie "Aj dąt spik engrisz", najbardziej łamanym akcentem, jaki mogłam w tamtej chwili wynaleźć i odwróciłam się. Podziałało! Miałam z głowy panienki i mogłam się skupić na scenie. Ludzie postanowili poćwiczyć piosenki, do muzyki lecącej w tle. Bawił się wspaniale. Nawiązałam kontakt z dwie Polkami, które pozdrawiam, jeśli to czytają. Później straciłam was z oczu, wybaczcie ^^' Obok mnie stanęły dwie dziewczyny zza granicy, niestety nie zdążyłam się zapytać o kraj, ale również dogadałyśmy się w mgnieniu oka. Łamanym angielskim, ale dało radę.  

(Kompletnie nie pamiętam kolejności piosenek, więc bankowo coś pomieszam. Radzę podejść do chronologii z lekkim dystansem.

Przed nami weszło pewnym krokiem VIXX. Pełno krzyku, radości, niedowierzania. Zaczęli od voodoo doll, śpiewaliśmy ile sił w płucach. Ja zostałam zduszona, było mi naprawdę źle, nie mogłam złapać powietrza, ale nagle osoba obok zaczęła wachlować mnie i pytać czy wszystko ok. Podziękowałam i wróciłam do życia. Chłopacy co jakiś czas gadali do nas, tłumaczka była tak zdenerwowana, że zacinała się. Kiedy Ravi widział, że dziewczyna nie może wydusić ani słowa szybko zajmował nas jakimś "yeah!" ew. niezapomnianym "yeeeees?". Ja mniej więcej tłumaczyłam dziewczynie obok, co mówią, ponieważ tłumaczenie było tylko po polsku, co oczywiście niezbyt podobało się zagranicznym.  Na jednej piosence podnieśliśmy bannery z napisem "jesteśmy zawsze z wami, Vixx!" po koreańsku. Chłopacy widząc to, automatycznie mieli łzy w oczach. Przynajmiej Hyuk, bo na niego miałam najlepszy widok. N również oddał się wzruszeniu i popłynął całkowicie. Przyszedł czas na duety. Każdy miał coś w sobie. Ken oraz Leo zaśpiewali piękną balladę. Ken podszedł do krawędzi sceny i popatrzał się na bujających się fanów. Ja nie ruszałam się, jakoś nie mogłam. Tylko miałam ten taki shy uśmiech i gapiłam się na Kena. Mojego, kochanego Kena. Stałam dosyć blisko w tym momencie, więc widziałam prawie wszystko. Ken nagle złapał ze mną kontakt wzrokowy i wydął te swoje śliczne usta w dziubka, machając do fanów.  I w tym momencie ja rozkleiłam się. Nie interesowało mnie to, że z innymi też łapał kontakt wzrokowy. W tamtej chwili liczyło się to, że mój bias zwrócił na mnie uwagę. Osoba, na którą zazwyczaj patrzyłam przez ekran laptopa, teraz  była kilka metrów ode mnie. Nie czułam jakiegoś zrywu, że muszę mieć Oppę dla siebie, jak niektóre osoby wyciągające ręce w jego kierunku. Mi wystarczało zwykłe stanie i podarowanie mu małego, iskowego uśmiechu. Cóż, jeśli kiedyś będę robiła ranking najlepszych rzeczy w moim życiu, to uważam, że to będzie jako jedno z pierwszych. Następnym duetem było Memory Raviego oraz Hyuka. Matko boska, Shizusie na niebie. Nie czułam jeszcze takiego masterpiece odkąd słucham kpopu. Nie da się wyrazić słowami zajebistości tej piosenki. Pozwólcie, że opiszę to w ten sposób: gdkjgnsdgjsdngsdkj. Mam na dysku nagranie audio z tego występu, więc jeśli ktoś jeszcze go nie posiada, a darzy takim szacunkiem ten utwór - niech śmiało pisze do mnie. Udostępnię. A propo duetu Hongbina i N... Pozwólcie, że oddam się milczeniu i przedstawię wam nagrania z występu na Węgrzech. W Polsce wyglądał identycznie. Kolejno - kamera skierowana na N'a, kamera skierowana na Hongbina. Gińcie narody:


https://www.youtube.com/watch?v=c5YlhgPgEhE <- Hongbin


Jakiś czas później padło ze strony publiczności "teraz!" i wszyscy podnieśliśmy drugą stronę banneru z napisem "wszystkiego najlepszego Hongbinie!". Zaśpiewaliśmy koreańskie sto lat, a później ktoś spontanicznie zaczął śpiewać nasz polski odpowiednik, to wszyscy pociągnęliśmy to dalej. Hongbin był bardzo zaciekawiony co mu śpiewamy, natomiast Ravi postanowił nie być w tyle i przez moment próbował wydusić z siebie coś, co by przypominało nasz śpiew. Było widać wzruszenie na twarzy naszej kochanej Fasolki. W ramach podziękowaniach został zmuszony  postanowił zrobić aegyo. Długo się zbierał przy tym. Koleżanka, która stała obok mnie postanowiła dodać mu skrzydeł i krzyknąć. Zaciągnęła mnie do tego pomysłu i kiedy miałyśmy krzyknąć, po sali rozniósł się tylko mój głos, donośne "Hwaiting!"... LICZ NA ZNAJOMYCH, CO?! Wzrok Hongbina powędrował w moją stronę. Zostałam obdarowana ślicznym uśmiechem, a Ken po raz kolejny mnie dojrzał i dyskretnie wystawił kciuk w górę, patrząc się w moją stronę. Spaliłam buraka, a osoby obok mnie pozytywnie zareagowały na mój "występ". Przybijały piątki i gratulowały odwagi. Szkoda, że był to czysty przypadek, a nie odwaga. Ale cóż, kto by tam o tym wiedział ^^" Przy okazji dostałam się pod same barierki (sprytny lisek Isek < 3). Miałam idealny widok na całą scenę, teraz łapałam z vixx kontakt wzrokowy prawie cały czas. Chłopacy wyglądali na naprawdę zadowolonych. Ich taniec wyglądał naprawdę nieziemsko i lecieli cały czas bez playbacku, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym, że są właściwymi osobami w odpowiednim miejscu. Od tamtego momentu nie dam sobie wmówić, że chłopaki nie umieją śpiewać. To, co słychać i widać w programach, a to, co mogłam zobaczyć to dwa różne światy. Oczywiście - momentami było słuchać małe fałsze, ale każdy jest człowiekiem i może popełnić błąd. I tak była to mała kropka oleju w oceanie doskonałości. VIXX puścili nam filmik o czarowaniu, jakichś eliksirach, oczywiście - sami w nim występowali. Puszczali również wzruszające wiadomości do nas. Na wielkim ekranie pojawiał się malutki gwiazdozbiór, który kolejno przeradzał się w twarz członka i obok niego wyskakiwała króciutki list. Wiele z nich było naprawdę poruszających, nie raz łza spłynęła mi po policzku. Kiedy przyszedł czas na Kena (a jakże), automatycznie wybuchliśmy śmiechem. Wiedziałam, że ten człowiek nie utrzyma długo powagi XD

Mój bias, taki mądry...




Koncert zakończył się, jednak VIXX mieli w zanadrzu encore, co bardzo nas ucieszyło. Mogliśmy usłyszeć Eternity (które prawdę mówiąc nie należy do moich ulubionych piosenek, jednak wykonanie było bardzo fajne) i z dwie, trzy inne piosenki. Na koniec pożegnali się i ruszyli w stronę kulis. Tłum przy scenie się rozluźnił, a ja pomału wyłapywałam znajomych. Szybko styknęłam się z Leą, popędziłyśmy po picie, wykończone do granic możliwości. Nawet nie wiem ile zapłaciłam za dwa kubki jakiegoś gazowanego napoju. Miałam zamiar jeden oddać Jumi, ale nie znalazłam jej. Jeden kubek pochłonęłam w mgnieniu oka, z drugi oddałam bardzo zmęczonej dziewczynie. Lea i ja wyszłyśmy z sali i usiadłyśmy na ziemi, łapiąc chociaż jeden oddech. Oparłyśmy się o siebie, uśmiechałyśmy się i milczałyśmy. Czułam się naprawdę spełniona, ludzie wokół mnie chodzili, płakali z radości, wymieniali się uściskami. Ja również przytuliłam kilka osób, zupełnie mi obcych, a jak bliskich w tamtym momencie. Nagle ogarnęłyśmy, że musimy pędzić do kolejki, ponieważ przed nami jeszcze była sesja z HighFive. Miałyśmy o tyle szczęścia, że Jumi oraz Rin były w niej już dawno, więc bezczelnie stanęłyśmy za nimi. Na szczęście ludzie za nami nic przeciwko nie mieli, więc i my nie wycofałyśmy się. Siedzieliśmy na schodach, wymienialiśmy się butelką z piciem, ciesząc się każdą kroplą wody. Czułam, że nieźle się odwodniłam przez koncert, więc jak tylko zobaczyłam butelkę z wodą, nie czekałam nawet na pozwolenie wypicia. Lea nic nie miała przeciwko albo już olała fakt, że wchłonęłam jej jedną butelkę picia. Wybacz x'D

HighFive

Wszyscy się cieszyli, wszyscy ryczeli, a ja stałam uśmiechnięta i zupełnie nie chciało mi się płakać. A, silna jestem, co będę ryczeć  - pomyślałam.  Stałyśmy z dziewczynami może jakieś 10 min i pozwolili nam już wejść do pomieszczenia, gdzie czekałyśmy na swoją kolej. Z daleka widziałam stolik i chłopaków za nim z wyciągniętymi dłońmi. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, co tak naprawdę mnie czeka. Udało się, Isek. Staniesz twarzą w twarz z osobami, które podziwiasz i szanujesz ponad wszystko. Pełno myśli krzątało mi się po głowie. Ustalałam sama ze sobą co każdemu powiem i jak się zachowam. Dostałyśmy znak, że możemy iść. Szłam tuż za Rin. Widząc, jak pokonuje szybko schodki, a ja zostaje daleko w tyle, zamachnęłam się i - z zamiarem pokonania dwóch schodków naraz - ... NIE TRAFIŁAM W OSTATNI SCHODEK. Kompletnie załamana, tylko popatrzałam w stronę chłopaków. Leo, który stał pierwszy, miał odruch typowy dla osoby, która chce kogoś złapać w locie. Na szczęście wykonałam pięknego telemarka i jakimś cudem wylądowałam w miarę równo. Automatycznie wzrok Leo się uspokoił. Posyłał mi spojrzenie gdzieś między "co za sierota" a "wszystko w porządku? nic ci się nie stało?" Wyobraźcie sobie moje zażenowanie w tamtym momencie. Chciałam wyjść fajnie przed nimi, a pokazałam im prawdziwą, tą niezdarną stronę ^^'' Trudno. Musiałam iść dalej, w końcu to nie koniec atrakcji. Podniosłam wzrok i przybiłam piątkę Leo, który prawdopodobnie posłał mi ciche "ok?", ale tego nie jestem pewna i nie chcę was okłamać. Udajmy, że to tylko mi się wydawało. A może nie? Miał przepiękny, nieśmiały uśmiech. Przypominał mi takiego starszego brata, pod którego spojrzeniem człowiek czuje się bezpieczny. Taekwoon był jedyną osobą, na której dłonie patrzałam. Były... normalne. No co, ręce jak ręce xd Były trochę spracowane, ale jednak zadbane. 

Niestety kolejność chłopaków kompletnie mi wypadła z głowy (nie tylko mi xD), 

oprócz Leo oraz Hyuka, więc opiszę wam ten moment na podstawie 
zdjęcia powyżej, niestety nie wiem do kogo należy i na pewno nie jest ono

z Polski. Właściciela zdjęcia przepraszam, jeśli się zgłosi to dodam adnotacje
Raviego pamiętam chyba najmniej wraz z N'em. Ravi bacznie patrzał na fanki, odprowadzał je wzrokiem i w moim przypadku na pewno coś nucił pod nosem. N'a kojarzę lepiej z opowiadań Rin. Jako, że było trochę już zmęczona, Cha złapał jej rękę i uśmiechnął się. Mi również posłał podniesione ku górze kąciki ust. Nie jest taki czarny, jak go opisują, ale faktycznie - karnacje to on ma najciemniejszą pośród chłopaków z zespołu, wybacz Hackyeon xD Jest niezwykle niziutki, a przynajmniej o wiele niższy niż go zapamiętałam z telewizji. Z drugiej strony... Przy moim metrze pięćdziesiąt sześć wszyscy są wysocy... Ken. O, Kenie, Kenie, Kenie. Masz śmiech jak koń. Przyrzekam. Przechodząc obok Lee Jaehwana, jedyny raz zebrałam się do kupy i przypomniałam sobie co miałam powiedzieć. Puściłam urocze "ottokaji?", na co mój bias odpowiedział wspomnianym wyżej śmiechem oraz zaszeptał "myyy guuurl". Nie lubię cię, Jaehwanie. Rujnujesz mi życie, rozumiesz? Ken jest naprawdę pogodną osobą. Na nikogo przez cały czas nie patrzał z góry, wydawał się normalną osobą. Z mentalnością dziecka, ale za to go lubię, więc nie powinnam na to narzekać. Szkoda, że tak mało fancamów powstało, bo z chęcią bym wam pokazała jego wygłupy na scenie, puszczanie oczka oraz ten kaczy dziubek i machanie tyłkiem. Hongbin miał przepiękne oczy. To, co widzicie na zdjęciach to nic, przyrzekam. Takie wielkie, ciemne oczy. Z miłą chęcią popatrzyłabym na nie jeszcze z minutę. Bez żadnych słów. Po prostu stanąć i patrzeć. Bean wrócisz do Polszy, prawda? Dasz mi tą możliwość zobaczenia tego ślicznego, hebanowego spojrzenia, hm? ;d Hyuk? Jak to Hyuk. Na niego podczas koncertu miałam najlepszy widok z punkt, w którym stałam, jeszcze przed dostaniem się pod same barierki. Strasznie próbował się zachowywać na doroślejszego niż wygląda, takie odniosłam wrażenie. Nie żeby to była jakaś wada, taki ma maknae urok ^^ W końcu mój rocznik, więc jak mogę na niego złe słowo powiedzieć? ;D Koniec? Nagle taka pustka. Tuż za Hyukiem zobaczyłam, że dziewczyny na mnie czekają. Nagle poczułam, że zaczynam płakać. I to tak mocno, że nie byłam w stanie utrzymać emocji na wodzy. Zasłoniłam twarz towelem, który dumnie leżał mi na barkach przez te kilka godzin. Przytuliłam się do dziewczyn. Jedna z nich również płakała, więc jakoś tak raźniej, ne? TT^TT Kierując się do szatni, ostatni raz odwróciłam się w stronę sceny, gdzie chłopaki jeszcze rozdawali piątki kolejnym fankom. Pomachałam im, cała we łzach i szybko wyszłam ze sali. Jakbym dłużej tam została, czułabym się jeszcze gorzej. Teraz nie wiem dlaczego płakałam. Czy przez radość, czy przez smutek. Pewnie to i to. To powinien być już koniec relacji. Pożegnałam się z Jumi, Rin oraz Gabrysią. Podreptałam na przystanek tramwajowy. Czekając na przyjaciółkę, która miała mnie odebrać i zapewnić mi nocleg (thank you, Kinga ;w;), obdzwoniłam znajomych, informując, że wszystko ze mną ok i zapłakana opowiadałam im o całym koncercie, co chwilę robiąc przerwę na wycieranie łez. Rano spotkałam się z Rin i Jumi na dworcu. Kupiłam bilety z Jumi, zrobiłyśmy małe zakupy w Złotych Tarasach, a koło 12 wsiadłyśmy do pociągu. Draga powrotna była potworna. Nie dość, że dostałyśmy osobne wagony, przez co 5 godzin siedziałyśmy bez możliwości kontaktu. Dodatkowo w moim przedziale, o ile miejsc jest 8, siedziało 10 osób włącznie ze mną. Czemu? Bo jakaś rodzinka postanowiła, że nie będzie się dzielić na dwa przedziały i usiądą u nas razem... Kiedy próbowałam dostać się do innego przedziału, luźniejszego, zostałam zjechana przez konduktora i na nic zdały się tłumaczenia, że u nas w przedziale nie ma wolnego kawałka powietrza. Natomiast piekielna rodzinka nawet nie została upomniana. Można? Można...

Koncert oceniam na: bardzo dobry (celujący wręczyłabym, jeśli bilety byłyby ciutkę tańsze... ała mój portfel; oraz gdyby ekipa z Progresji posiadała trochę więcej otwartości umysłu, co? Alkohol już wam zaszkodził? O klientów trzeba dbać, gnoje.)

Szczególnie chciałam podziękować "wolontariatowi", czyli osobom, które same z siebie pilnowały porządku przed klubem, ogarniały bannery, stworzyły akcję numerkową. Bez was to by wszystko rozpierdzieliło się, a większość osób musiałaby siedzieć pod klubem od rana do wieczora. Nie rozumiem hejtów na was, sorry, to jest czyste niedocenianie zaangażowania innych. Hwaiting następnym razem, jeśli ktoś z wam pociągnie to na Nu'est ^^  Podziękowania należą się również wszystkim, którzy bez chwili zawahania obejmowali mnie podczas, kiedy płakałam. To miłe z waszej strony i o wszystkich was pamiętam! Isek nie zapomina o dobrych uczynkach!

Miłej nocy. A na dokładkę dodaję fancamy z trasy koncertowej Hex Sign, które najbardziej mi się podobają. 







5 października 2014

Nie śpimy, pracujemy!


Wiecie co oznacza w/w zrzut ekranu? A no - Isek nie próżnuję i już niedługo ukaże się pierwsza recenzja Kamen Ridera, a dokładniej - Kamen Ridera Gaim. Po drugie, tak jak obiecałam, nagrywam w wolnych chwilach vloga, w którym opiszę wam moje odczucia wobec (chyba jednej z lepszych serii) Kamer Ridera Fourze. Nie wiem na ile moja niepewność i ograniczony czas pomogą mi w tym, a co najwyżej przeszkodzą. Mimo wszystko staram się wszystko ze sobą pogodzić. Klasa maturalna to nie przelewki, trzeba spiąć pośladki. Na szczęście kilka miłych wiadomości od was - moich czytelników - potwierdzają mnie w tym, że warto jednak pisać tutaj notki! Dziękuję i mam nadzieję, że okażecie mi choć troszkę więcej cierpliwości, a obiecuję, że nie zawiodę ;D

PS: Komentarze z pomysłami na notki mile widziane ^^

13 sierpnia 2014

GIF STORY - O tym, jak Kamen Rider robił prawo jazdy

Hello, Minna.

Przerywam chwilę ciszy i wracam do was z kilkoma ciekawymi rzeczami. No, może nie w obecnym momencie, ale bądźcie pewni, że blog żyje. Piszę kolejne notki, szukam ciekawostek, aby niedługo powrócić do aktywnego blogowania. Dziękuję za te kilka komentarzy oraz odwiedzin, jakie pojawiły się w przeciągu ostatniego miesiąca. Wiedzcie, że każda dodatkowa cyferka przy panelu wejść podnosi mnie na duchu i daje małego kopa do roboty.

Ryu-chan mi świadkiem, że ruszę poślady i nowe notki pojawią się
na blogu ^-^'

Jeśli już jesteśmy w temacie Ryu-chana/Kamen Riderów, to grzechem byłoby nie wspomnieć o pewnym projekcie, który chodzi za mną od kilku tygodni. Ciągle blokuje mnie nieśmiałość i jakiś niekontrolowany introwertyzm w małym stopniu, jednak dziś rano postanowiłam pokonać te moje bariery. Spodziewajcie się (prędzej czy później) recenzji video Kamen Rider Fourze. Miałam okazję obejrzeć całą serię jakiś czas temu i tak bardzo mi się spodobała, że czemu by nie przestawić jej wam? Proszę o ciepłe i grzeczne opatrzenie mnie wsparciem, ponieważ nigdy czego takiego nie robiłam.
W ramach zadośćuczynienia za długą ciszę, mam dla was coś, co chyba każdy lubi. Zapraszam na: